Sokołów Znicz - AZS: Do jedenastu razy sztuka

Sokołów Znicz Jarosław wygrał na własnym parkiecie z AZS 94:87 i przerwał serię dziesięciu porażek z rzędu.
To dopiero drugie zwycięstwo Znicza przed własną publicznością, na które kibice z Jarosławia czekali dokładnie 98 dni, czyli od pierwszej kolejki i wygranej z Górnikiem. Przed meczem nastroje w ekipie gospodarzy były bojowe, ale stonowane. – Starcie ma olbrzymie znaczenie, bo jego wynik może zadecydować o pozostaniu w lidze. Jesteśmy mocno zmobilizowani i zrobimy wszystko, by wygrać, jednak faworytem są goście – mówił Witalij Kowalenko. Po końcowej syrenie skrzydłowy jarosławian i jego koledzy mogli unieść ręce w geście triumfu. Drużyna wreszcie się przełamała.
Końcowy rezultat nie odzwierciedla przebiegu gry. Gospodarze przeważali zdecydowanie od samego początku, a w pierwszych dwudziestu minutach grali wręcz koncertowo. Wynik otworzyli serią trójek. Za linii 6,25 nie mylili się Ross Neltner i Chad Timberlake. Ten drugi udowodnił, że może być ważną postacią zespołu. – W okresie świątecznym mieliśmy trochę przerwy. Udało się popracować i poprawić kilka elementów gry. Mam nadzieję, że w nowym roku poprawi się też nasza sytuacja w tabeli. Pojedynek AZS-em do łatwych nie należał, ale szczególnie w pierwszej połowie, graliśmy bardzo agresywnie i dzięki temu udało się wypracować sporą przewagę – podkreślał rozgrywający Znicza.
W pewnym momencie miejscowi prowadzili już różnicą 29 punktów (67:38) i zanosiło się na pogrom, ale w drugiej połowie, jakby litując się nad rywalami wyraźnie spuścili z tonu. Koszalińska ekipa mozolnie odrabiała dystans. W 37 minucie, po akcji Dante Swansona traciła do miejscowych tylko 7 punktów (87:80), ale ci na więcej już nie pozwolili. – AZS potrafi grać dużo lepsze zawody. Wygrał z drużynami ze ścisłej czołówki, ale mój zespół przez dwie kwarty spisywał się wyśmienicie. Przewaga była chyba za wysoka, bo pojawił się jakiś strach. Gdy na boisku nie ma jednego czempiona, który przejmie i ustawi grę, to tak się dzieje. Po serii porażek, taka sytuacja jest jednak wybaczalna. Chłopcy chcieli dowieźć zwycięstwo do końca. Udało się i to jest najważniejsze – podsumował trener Dariusz Szczubiał.
Tymczasem szkoleniowiec gości, Jeff Nordgaard przegraną tłumaczył przerwą świąteczną i daleką podróżą – Pauza nam nie pomogła. Zanotowaliśmy bardzo dużo strat, co miało spory wpływ na przebieg tego spotkania. Teraz musimy szybko zapomnieć o porażce i skupić się na kolejnych meczach. W podobnym tonie wypowiadali się też Łukasz Diduszko i Przemysław Łuszczewski. – Chcieliśmy się odegrać za porażkę u siebie. Niestety nie udało się. Rzeczywiście te kilka dni przerwy nie miało na nas najlepszego wpływu – mówił Diduszko, a Łuszczewski dodał – Do Jarosławia bardzo miło mi się jechało. Tutaj przecież grałem jeszcze dwa lata temu. Wywalczyłem ze Zniczem awans do ekstraklasy, mam tu sporo znajomych. Powrót do Koszalina nie będzie jednak radosny. Przegraliśmy, bo zagraliśmy chyba najgorszy mecz w sezonie. Dużo wolnego spowodowało jakiś problem. Trzeba przeanalizować przyczyny tego niepowodzenia i wyciągnąć odpowiednie wnioski.